Kiedyś dostałam od znajomej babci-sąsiadki ciasteczka obsypane sezamem. Zasmakowały nam na tyle, że poprosiłam o przepis. Kolejnym etapem było zrobienie własnego moszczu, na który przepis znajdziecie tutaj. W końcu przyszedł dzień na zmierzenie się z przepisem.
Moustokouloura (gr. Μουστοκούλουρα) to ciasteczka, które najlepiej przygotować od końca sierpnia
do początku grudnia, wtedy można uzyskać świeży moszcz lub przez cały rok, kiedy moszcz zastąpimy melasą winogronową.Ciastka te są ciemne, chrupiące i pachnące. W zależności od wielkości mogą być małe i twarde lub duże i delikatne. Ja zrobiłam średniej wielkości, a z podanych poniżej proporcji wyszło 36 ciastek. Niektórzy do moustokouloura dodają rodzynki, ale nie jest to składnik konieczny. Dlatego też dodałam rodzynki tylko do połowy przygotowanego ciasta.
Składniki:
- 250 ml moszczu
- 250 ml oliwy
- 150 g cukru
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- ½ łyżeczki sody
- 1 łyżeczka cynamonu w proszku
- ½ łyżeczki mielonych goździków
- 1 kieliszek mocnego alkoholu (u mnie Tsipouro)
- 750 g maki pszennej
- 100 g nasion sezamu
- Rodzynki (opcjonalnie)
Moszcz, oliwę i cukier wkładamy do miski i mieszamy trzepaczką. Rozcieńczyć sodę w alkoholu i dodajemy do miski.
W osobnej misce przesiewamy mąkę z proszkiem do pieczenia, cynamonem i goździkami. Dodajemy je stopniowo do miski z moszczem, mieszając najpierw rózga, potem łyżką i na końcu wyrabiając ręką.
Ciasto powinno być miękkie i elastyczne. Do części ciasta możemy dodać rodzynki. Wtedy odkładamy je na 15 minut, by odpoczęło, a następnie dzielimy na kawałki i toczymy z nich wałeczki, a potem zwijamy kółeczka.
Uformowane ciasteczka maczamy w sezamie i układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia.
Piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni Celsjusza i pieczemy w nim ciasteczka przez 20 -25 minut, w zależności od wielkości ciastek. Gotowe przechowujemy w metalowych lub szklanych pojemnikach.
Kali oreksi!